piątek, 3 lis, 17:30
Jastrzębski Węgiel
2 3
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
Piątek, 3 lis, 17:30
Małe punkty:
25 20 26 24 29 31 19 25 12 15
wtorek, 13 lut, 17:30
CUK Anioły Toruń
0 3
Projekt Warszawa
Wtorek, 13 lut, 17:30
Małe punkty:
14 25 18 25 12 25 0 0 0 0
wtorek, 13 lut, 20:30
Asseco Resovia Rzeszów
1 3
BOGDANKA LUK Lublin
Wtorek, 13 lut, 20:30
Małe punkty:
22 25 23 25 25 14 19 25 0 0
środa, 14 lut, 17:30
Jastrzębski Węgiel
3 0
Trefl Gdańsk
Środa, 14 lut, 17:30
Małe punkty:
25 20 25 20 25 21 0 0 0 0
środa, 14 lut, 20:30
CM SOLEUS Klub Sportowy Rudziniec
1 3
Aluron CMC Warta Zawiercie
Środa, 14 lut, 20:30
Małe punkty:
15 25 26 24 16 25 15 25 0 0
sobota, 2 mar, 14:45
Jastrzębski Węgiel
3 0
BOGDANKA LUK Lublin
Sobota, 2 mar, 14:45
Małe punkty:
25 21 25 23 25 18 0 0 0 0
sobota, 2 mar, 18:00
Aluron CMC Warta Zawiercie
0 3
Projekt Warszawa
Sobota, 2 mar, 18:00
Małe punkty:
18 25 24 26 27 29 0 0 0 0
niedziela, 3 mar, 14:45
Jastrzębski Węgiel
1 3
Aluron CMC Warta Zawiercie
Niedziela, 3 mar, 14:45
Małe punkty:
22 25 25 20 21 25 20 25 0 0
poniedziałek, 15 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
GKS Katowice
3 0
KGHM Cuprum Lubin
Poniedziałek, 15 kwi, 20:30
Małe punkty:
25 20 25 18 25 23 0 0 0 0
TV Polsat Sport 1
środa, 17 kwi, 15:00
TV Polsat Sport 1
PGE GiEK Skra Bełchatów
2 3
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle
Środa, 17 kwi, 15:00
Małe punkty:
18 25 25 22 25 22 16 25 9 15
TV Polsat Sport 1
środa, 17 kwi, 17:30
TV Polsat Sport 1
Asseco Resovia Rzeszów
2 3
Jastrzębski Węgiel
Środa, 17 kwi, 17:30
Małe punkty:
32 30 21 25 28 30 25 22 10 15
TV Polsat Sport 1
środa, 17 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
Projekt Warszawa
0 3
Aluron CMC Warta Zawiercie
Środa, 17 kwi, 20:30
Małe punkty:
24 26 16 25 25 27 0 0 0 0
TV Polsat Sport 1
czwartek, 18 kwi, 17:30
TV Polsat Sport 1
Indykpol AZS Olsztyn
3 1
PSG Stal Nysa
Czwartek, 18 kwi, 17:30
Małe punkty:
16 25 25 21 28 26 25 20 0 0
TV Polsat Sport 1
czwartek, 18 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
BOGDANKA LUK Lublin
3 0
Trefl Gdańsk
Czwartek, 18 kwi, 20:30
Małe punkty:
25 19 25 19 25 14 0 0 0 0
TV Polsat Sport 1
sobota, 20 kwi, 14:45
TV Polsat Sport 1
Jastrzębski Węgiel
3 2
Asseco Resovia Rzeszów
Sobota, 20 kwi, 14:45
Małe punkty:
25 20 20 25 25 27 29 27 15 13
TV Polsat Sport 1
sobota, 20 kwi, 17:30
TV Polsat Sport 1
Aluron CMC Warta Zawiercie
3 1
Projekt Warszawa
Sobota, 20 kwi, 17:30
Małe punkty:
22 25 25 18 25 22 25 17 0 0
TV Polsat Sport 1
niedziela, 21 kwi, 14:45
TV Polsat Sport 1
PSG Stal Nysa
3 1 15 13
Indykpol AZS Olsztyn
Niedziela, 21 kwi, 14:45
Wyniki pierwszego meczu
3 1
Małe punkty:
27 25 24 26 25 16 26 24 0 0
Złoty set:
15 13
TV Polsat Sport 1
niedziela, 21 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
Barkom Każany Lwów
1 3
Ślepsk Malow Suwałki
Niedziela, 21 kwi, 20:30
Małe punkty:
21 25 25 15 21 25 18 25 0 0
TV Polsat Sport 1
poniedziałek, 22 kwi, 18:00
KGHM Cuprum Lubin
3 1 15 17
GKS Katowice
Poniedziałek, 22 kwi, 18:00
Wyniki pierwszego meczu
3 0
Małe punkty:
23 25 25 19 25 20 26 24 0 0
Złoty set:
15 17
poniedziałek, 22 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
Trefl Gdańsk
1 3
BOGDANKA LUK Lublin
Poniedziałek, 22 kwi, 20:30
Małe punkty:
22 25 27 25 22 25 17 25 0 0
TV Polsat Sport 1
wtorek, 23 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
Asseco Resovia Rzeszów
0 3
Projekt Warszawa
Wtorek, 23 kwi, 20:30
Małe punkty:
25 27 28 30 19 25 0 0 0 0
TV Polsat Sport 1
środa, 24 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
Aluron CMC Warta Zawiercie
0 3
Jastrzębski Węgiel
Środa, 24 kwi, 20:30
Małe punkty:
18 25 25 27 23 25 0 0 0 0
TV Polsat Sport 1
piątek, 26 kwi, 20:30
TV Polsat Sport 1
Projekt Warszawa
3 0
Asseco Resovia Rzeszów
Piątek, 26 kwi, 20:30
Małe punkty:
26 24 29 27 25 21 0 0 0 0
TV Polsat Sport 1
sobota, 27 kwi, 18:00
TV Polsat Sport 1
Jastrzębski Węgiel
··· ···
Aluron CMC Warta Zawiercie
Sobota, 27 kwi, 18:00
TV Polsat Sport 1
niedziela, 28 kwi, 14:45
TV Polsat Sport 1
Jastrzębski Węgiel
··· ···
Aluron CMC Warta Zawiercie
Niedziela, 28 kwi, 14:45
TV Polsat Sport 1
 

Dariusz Daszkiewicz: Cieszę się, że polscy trenerzy dostają szansę w PlusLidze

Trener LUK Lublin opowiada nam o sytuacji polskich trenerów w PlusLidze, wraca do początków zagranicznych szkoleniowców w Polsce, zdradza, który z nich zrobił na nim największe wrażenie. Mówi też o największej pomyłce łowców talentów w naszym kraju i opowiada o tym, jak udało się wypełnić ultimatum, mimo plagi kontuzji w drużynie.

PLUSLIGA.PL: Na 16 zespołów w PlusLidze aż w ośmiu mamy polskich trenerów. To wyjątkowo dobry wynik, który powinien cieszyć?

DARIUSZ DASZKIEWICZ: No pewnie! Jako polscy trenerzy mamy całkiem fajny sezon. Co mnie najbardziej cieszy, proporcje się zmieniają i coraz więcej rodaków prowadzi zespoły w PlusLidze. Ale nadal nie jest idealnie, bo obcokrajowcy są preferowani.

PLUSLIGA.PL: Co to znaczy preferowani?

- Był taki czas, że w dziesięciozespołowej lidze było nas zaledwie trzech, choć moim zdaniem od wielu sprowadzonych szkoleniowców wcale nie byliśmy gorsi. Zapytałem jednego z prezesów, dlaczego jest tak, że z zagranicy często bierzemy na pierwszych trenerów ludzi, albo bez doświadczenia albo bez renomy na rynku, a czasem bez jednego i drugiego, a boimy się dać szansę trenerowi z Polski? Usłyszałem, że prezesowi jest trochę wygodniej postawić na obcokrajowca. W razie błędu łatwiej będzie się wytłumaczyć przed sponsorami czy radą nadzorczą w klubie. Z rozbrajającą szczerością przyznał, że to pewnego rodzaju alibi. Można wykazać, że zrobiło się wszystko, co było w mocy, żeby znaleźć świetnego fachowca dla drużyny.

PLUSLIGA.PL: Dzisiaj to się chyba zmieniło?

- To już czasy szczęśliwie minione, ale nadal odnoszę wrażenie, że polscy trenerzy mają odrobinę trudniej w PlusLidze niż fachowcy z zagranicy. W ostatnich latach wielu naszych początkujących trenerów miało jeden czy dwa gorsze sezony i dziś już w ogóle nie ma ich w zawodzie. A mogę powiedzieć, że byli to naprawdę nieźle przygotowani ludzie, ze sporymi umiejętnościami. Wystarczyły słabsze chwile, poszły negatywne komentarze, że już się nie nadają i zawód ich wypluł. Z zagranicznymi niekoniecznie tak się dzieje.

PLUSLIGA.PL: Jakiś przykład?

- Popatrzmy choćby ten sezon i Włocha Roberto Santilliego. Już wcześniej nie kończył sezonów w polskich klubach, a tymczasem bez problemów wraca na rynek PlusLigi i odchodzi na początku rozgrywek. Nikomu to nie przeszkadzało, żeby znowu dostał czołowy zespół. Żeby było jasne, nie znam warsztatu trenera Santilliego i nie mam zamiaru oceniać, czy jest dobrym czy może złym fachowcem, podaję tylko jako przykład. A kilku naszych szkoleniowców, którym powinęła się noga w jednym sezonie, kolejnej szansy już nie dostało.

PLUSLIGA.PL: Zagraniczni trenerzy to problem PlusLigi?

- Nie, zupełnie nie o to mi chodzi! Gdyby nie oni pewnie dziś nadal byśmy się cieszyli, gdy uda nam się awansować na mistrzostwa Europy. Chcę tylko zwrócić uwagę, że nie wszystko zagraniczne złoto, co się świeci. Nie zapomniałem, jak wiele zmieniło się od przyjścia Raula Lozano do reprezentacji Polski. Wkład zagranicznych trenerów w nasze ostatnie sukcesy jest ogromny.

PLUSLIGA.PL: Co takiego zmienił Lozano?

- Przed jego czasami, czyli mówimy już o siatkówce sprzed prawie dwudziestu lat, brakowało naszym trenerom siły przebicia. Doskonale wiedzieliśmy, kogo ze sztabu i jakiego sprzętu nam potrzeba, by się rozwijać i podążać za nowinkami, ale prezesi nie mieli ochoty wydawać dodatkowych pieniędzy. Zagraniczni trenerzy zmienili nie tylko sposób trenowania, przywozili rozmaite nowości, ale mieli większy posłuch u naszych prezesów. Rzeczy dla nas polskich szkoleniowców nieosiągalne, jednak potrafiono załatwiać. Gdy kiedyś przyjechał do nas Julio Velasco i zapytał, ilu jest u nas trenerów przygotowania motorycznego usłyszał, że jeden – w klubie z Muszyny. Był bardzo zdziwiony, jak sobie z tym radzimy, nie mając wsparcia jako pierwsi trenerzy. Dziś tacy specjaliści są już w każdym klubie, nie tylko w PlusLidze czy w TAURON Lidze. Gdy przyszedł trener Lozano, a później kolejni zagraniczni szkoleniowcy, nagle te wcześniej niemożliwe do kupienia czy załatwienia rzeczy pojawiały się w klubach czy w kadrze niemal z dnia na dzień. Wystarczało, że prośba padła po włosku czy po angielsku. Pracowałem w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Spale, gdy zjawił się Lozano. Postawił twarde warunki i zdobył wszystko, czego potrzebował. Tak było choćby z siłownią, bo w Spale stały wcześniej tylko wysłużone atlasy. Zobaczył je i powiedział, że na tym sprzęcie nie da się ćwiczyć, więc ściągnięto nowe zestawy z Włoch. Pokazało to jego siłę: miało być i było. To był ważny przełom w naszej siatkówce. Porównywalny z rewolucją, którą wprowadził w treningach.

PLUSLIGA.PL: Na czym ona polegała?

- Pokazał nam, że siatkówka to cztery, pięć ćwiczeń, które trzeba do znudzenia wykonywać, a nie szukać za każdym razem jakichś nowych pomysłów, żeby trenujący się nie znudzili. Liczyła się tylko jakość wykonania elementów i powtarzalność. Zwrócił też uwagę, że nasza pierwsza reprezentacja wprawdzie bardzo dobrze radzi sobie w pierwszej akcji w ataku, ale jest dużo gorzej, gdy trzeba wyprowadzić kontrę, obronić, zorganizować się. Dlatego przez cały pierwszy sezon kadra ćwiczyła wystawę do „radaru” po własnym podrzucie, żeby ten element doprowadzić do perfekcji. Lozano zwracał uwagę na detale, które wydawały się elementarzem, do wypracowania w juniorach, a nie w czasie pracy z reprezentantami. Wiele się od niego nauczyłem, podobnie zresztą jak od pozostałych selekcjonerów. Bywałem u nich na treningach w wakacje, tydzień, czy dwa na obozie, oglądałem treningi, żeby wnieść coś do swojego warsztatu.

Najważniejszym z zagranicznych szkoleniowców jest dla mnie Andrea Anastasi. Gdy był selekcjonerem reprezentacji Polski poprowadził dla trenerów PlusLigi pięciodniowe szkolenie. Nigdy wcześniej, ani później, nie brałem udziału w czymś równie wartościowym. Spędziłem w Spale bardzo owocne dni, mieliśmy wszystko zorganizowane od rana niemal do północy. Przed każdym treningiem Andrea mówił nam na co będzie zwracał uwagę, co jest właściwym celem przeprowadzenia zajęć. Były jeszcze kolejne spotkania po południu, wykłady, wieczorem dyskusje. Nie dość, że facet dysponuje ogromną wiedzą to jeszcze chciał się nią dzielić i potrafił to robić.

PLUSLIGA.PL: Ale nie nauczył pana aktywności w social mediach...

- To mój świadomy wybór. Myślałem, żeby może zmienić podejście, ale robiłbym to wbrew sobie. Oczywiście są też plusy takiej aktywności. Można w szybki sposób zebrać dużo potrzebnych w moim zawodzie informacji. Jednak rzucając na szalę plusy i minusy, tych drugich wyszło mi więcej. Szczególnie na początku mojej pracy w Kielcach bardzo dużą uwagę przykładałem do komentarzy w internecie na temat mojej osoby. I nawet jeśli na dziesięć pozytywnych był jeden negatywny to tylko on zostawał mi w głowie. I dlatego obiecałem sobie w pewnym momencie, że skupię się na pracy, a nie czytaniu komentarzy. Wiadomo, że i tak gdzieś do mnie docierają niektóre wpisy, ktoś mi je pokaże lub podeśle, ale wolę trzymać się z dale od hejtu w sieci, na tyle, ile to możliwe. Nie jestem fanem social mediów, nie mam ochoty z nich korzystać. Pisanie przez „fachowców” obraźliwych wpisów, choćby takich, że Anastasi się nie nadaje na trenera, że to „bajerant” pokazuje tylko, z jaką falą złych emocji można się tam zetknąć. Ostatnio ktoś mi pokazał, że niektórzy „znawcy” zaczęli twierdzić, że także Michał Winiarski się do niczego nie nadaje, bo jego zespół przegrał jakiś mecz, a ja się bardzo cieszę, że w końcu polski trener dostał pracę w czołowym zespole Plus Ligi i doskonale tę szansę wykorzystuje. Patrząc na osoby dookoła widzę też, że social media to także złodziej czasu, którego ciągle mi brakuje, więc na chwilę obecną nie zamierzam z nich korzystać, ale może kiedyś to się zmieni.  

PLUSLIGA.PL: Na początku sezonu, gdy przegrywaliście mecz za meczem, oceniono by pana w sieci, że jest pan np. „wuefistą”?

- Pewnie tak. Niektórym łatwo oceniać bez szczegółowych danych, wiedzy o tym, co dzieje się w środku zespołu, klubu, patrzeć tylko na suchy wynik. Co my mieliśmy powiedzieć na starcie rozgrywek, gdy co chwila ktoś nam wypadał, kontuzja goniła kontuzję, nie tylko nie mieliśmy jak grać, ale nawet normalnie trenować. Kilka kolejek musieliśmy sobie radzić bez żadnego atakującego.



PLUSLIGA.PL: Wtedy dostał pan ultimatum?

- Sprawa była bardzo prosta: po meczu z Katowicami prezesi powiedzieli, że w najbliższych trzech meczach musimy zdobyć sześć punktów, w innym przypadku będą zmiany. Rozmowa była miła, spokojna, a ja rozumiałem, że działają przede wszystkim w interesie klubu i czegoś muszą spróbować, by zmienić sytuację. Przed nami były spotkania z Aluronem CMC Wartą, BBTS-em Bielsko i objawieniem ligi PSG Stalą Nysa. Niedługo po spotkaniu z prezesami staw skokowy skręcił Niko Szerszeń i moja sytuacja wydawała się być krytyczna. Zespół jednak zareagował w niesamowity sposób. W pierwszym z trzech meczów z „ultimatum” prowadziliśmy z Zawierciem już 2-0, jednak ostatecznie wywalczyliśmy tylko punkt. Na boisko wszedł Urosz Kovacević i nagle jego pozostali koledzy z zespołu zaczęli grać o 20 procent lepiej. Wystarczyło, że się pojawił w szóstce. Na tym polega jego magia. Potem wygraliśmy w Bielsku, ale ze składu wypadł Kuba Wachnik, który skręcił staw skokowy. W krótkim okresie trzech naszych graczy „skręciło kostki”, nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem. Graliśmy potem z Nysą, wygraliśmy za trzy punkty. To, co zrobił zespół w tych spotkaniach to coś niewiarygodnego!  

PLUSLIGA.PL: Był moment zwątpienia?

- Nie pakowałem jeszcze walizek, zawsze uważam że trzeba walczyć do końca. Ale po kolejnych urazach w zespole zadawałem sobie pytanie: co jeszcze, do cholery? Miałem pierwotnie w ogóle nie mówić chłopakom o tej rozmowie z zarządem, ale wszyscy się dowiedzieli. Już na Superpucharze Polski, rozgrywanym w naszej hali, podchodzili różni ludzie i pytali, co ze mną będzie, zrozumiałem że info się wydostało i zespół też już wie. Pojawiła się nawet konkretna kandydatura na moje miejsce. Powiedziałem chłopakom na spotkaniu o tych ustaleniach, żeby nikt nie musiał się niczego domyślać. Jestem pod wielkim wrażeniem tych ludzi, jak oni zareagowali, jak walczyli. To był szalony moment sezonu, przypomnę że przez chwilę pomagał nam także Rafał Faryna. Gdy tylko zagrał niezłe spotkanie, dostał ofertę z Iranu i szybko wyjechał. Każdy z tych trzech meczów graliśmy w innym zestawieniu i innym ustawieniu. Jak nam się udało ugrać siedem punktów, sam nie wiem. Jedno jest pewne: wzmocniło nas to jako zespół. Po tych wydarzeniach sam w sobie urosłem, zrozumiałem że jako grupa wykonaliśmy doskonałą robotę. Czułem, że jest między nami nić porozumienia, zespół powalczył o punkty, ale też o to, żebym został z nimi w klubie.

PLUSLIGA.PL: W pańskim zawodzie utrata czy zmiana pracy to częste zjawisko.

- Generalnie lubię stabilizację, o ile taka jest w ogóle możliwa w trenerce. Zaczynałem w Raciborzu z grupami młodzieżowymi, a gdy tam wyczerpała się możliwość rozwoju, poszedłem na cztery lata do Spały. Potem pojawiła się oferta z drugoligowego Farta Kielce, z którym przeszedłem drogę aż do PlusLigi. Potem był Effector, Dafi, spadek z PlusLigi. Zacząłem się zastanawiać, czy to dalej ma sens – wielkich pieniędzy nie zarobiłem, bo klub nie był w stanie ich wypłacić, organizacja pracy też pozostawiała wiele do życzenia. Same mecze, współpraca z zawodnikami, ludźmi w Kielcach była super, ale wokół brakowało wiele, żeby móc myśleć o stabilizacji. Wielu siatkarzy przychodziło do nas, choć zdawało sobie sprawę, że od strony finansowej nie ma wiele do wygrania. Raczej była to dla nich promocja i szansa na to, że w kolejnych sezonach ktoś ich weźmie i już inaczej zapłaci. Podam taki przykład, jeden z naszych chłopaków grał cały sezon za 34 tysiące, w następnym roku w czołowym klubie dostał dwieście tysięcy, bo w Kielcach pokazał się z tak dobrej strony. Widziałem, że mimo wielu braków na co dzień ci wszyscy chłopcy mieli po co pracować na treningach, bardzo im zależało, żeby się wypromować.

PLUSLIGA.PL: Po Kielcach były Katowice.

- Propozycja z Katowic była ciekawa, można było zacząć coś budować. Podpisaliśmy umowę na rok, a gdy zobaczyłem budżet to pomyślałem, że to mniej więcej trzy i pół sezonu naszego grania w Kielcach. Ludzie się śmiali, że Daszkiewicz buduje w Katowicach Kielce bis. Ale obroniliśmy się i zajęliśmy szóste miejsce na koniec sezonu, najlepsze w historii klubu. Po tym wszystkim zmieniły się władze i zmieniła się koncepcja. Plan zakładał stały postęp, budowę nowej hali, a w przyszłości walkę o europejskie puchary. Po zmianie projekt już tak nie wyglądał, nie chciano ze mną dalej współpracować. Po tym sezonie widać, że chyba są inne oczekiwania. Cieszę się, że zdecydowałem się na GKS, bo nie chciałem zostać trenerem tylko z Kielc, który był stamtąd i tylko przez zasiedzenie. Po pół roku przyszła propozycja z Lublina, z pomysłem na awans do PlusLigi. Udało się awansować, a ja podpisałem umowę na dwa i pół roku, nauczony doświadczeniem z Katowic. Kolejny cel, czyli utrzymanie zespołu zrealizowaliśmy, choć wcale nie było to łatwe. Trudno beniaminkowi podpisać umowy z graczami w lutym czy w marcu, gdy jeszcze nie ma pewności, że się awansuje do PlusLigi. To był poważny problem. Przez większość sezonu graliśmy w trzech przyjmujących, bo na rynku nie było nikogo odpowiedniego. Jestem zdania, że jeśli ma trafić do nas obcokrajowiec to musi być lepszy od potencjalnych rywali z Polski na tej pozycji, inaczej to nie ma sensu. W tej chwili kończy się mój kontrakt w Lublinie, a ja na pewno mam jeszcze w sobie pokłady energii, żeby być trenerem. Jeśli otrzymam jakąś fajną ofertę to z pewnością będę jeszcze pracował w PlusLidze. Co to znaczy fajną? Taką jakie miałem ostatnio: siadamy z szefami, ustalamy jakiś plan i cele do zrealizowania, rozliczamy się z nich i wspólnie coś budujemy.


PLUSLIGA.PL: Opowie trener o początkach Mateusza Bieńka, którego nie chciał żaden klub z PlusLigi? Jak to możliwe, żeby się tak pomylić w ocenie potencjału gracza?

- To prawda, nikt go wtedy nie chciał. Gdyby tylko inny klub się zgłosił to z pewnością Mateusz nie trafiłby do Kielc. Nie będę dziś czarował, że gdy „Bieniu” przyszedł do mnie do Kielc w 2013 roku to wierzyłem, że będzie jednym z najlepszych środkowych świata. Już wtedy miał wprawdzie niezłą zagrywkę, ale jego słabszymi elementami był blok i atak. Ale spieszenie się z oceną na tej pozycji może okazać się błędem, bo bardzo rzadko dwudziestoletni chłopak potrafi grać na wysokim poziomie jako środkowy. Mateusz przede wszystkim bardzo mocno pracował i robił błyskawiczne postępy. Gdy zaczynaliśmy właściwie atakował tylko w kierunku do piątej strefy, więc staraliśmy się to zmienić. Może byłem trochę skrzywiony po SMS-ie ale uważałem, że dwudziestolatek nie powinien mieć na trwałe przypisanej tylko jednej pozycji na boisku. W szkole często zmienialiśmy chłopakom role, by stawali się bardziej uniwersalnymi graczami, a nie tylko szkolili się z jednym kierunku. U mnie Kuba Jarosz był przyjmującym, a Bartosz Janeczek właściwie grał wszędzie, w finałach mistrzostw Europy poradził sobie jako środkowy bloku. Tak samo zrobiłem z Mateuszem, który grywał mecze w Młodej Lidze. A propos tych rozgrywek, to wystartowały bardzo słabo, a gdy wreszcie zaczęło to wyglądać bardzo dobrze, zrezygnowaliśmy z ich dalszego prowadzenia. Szkoda. Wracając do Bieńka, grał nie jako środkowy, ale atakujący. Mógł w ten sposób poprawiać technikę ataku. W ostatnim, trzecim roku gry w Kielcach, gdy był już podstawowym środkowym reprezentacji Polski przez długi czas mnie „męczył”, że koniecznie chce zagrać w meczu Młodej Ligi przeciwko zespołowi z Gdańska. Powiedziałem mu, że może, ale tylko jako przyjmujący. Ku mojemu zdziwieniu zgodził się, więc musiałem mu wprost powiedzieć, że nie mogę go wystawić, bo jeśli coś sobie zrobi w rozgrywkach młodzieżowych to mnie powieszą i jakoś w końcu odpuścił. Już wtedy było widać, że to gracz, który wychodzi na mecz walczyć i nigdy się nie boi podjąć ryzyka, bez znaczenia czy to punkt meczowy czy pierwsza akcja. Wiele razy nam to pokazywał w najważniejszych spotkaniach.

PLUSLIGA.PL: Jest pan zadowolony z tego, jak przez ostatnie lata zmieniła się polska siatkówka?

- Na pewno nie marzyłem o tym, że kiedyś znajdzie się w takim miejscu, jak jest dzisiaj. Gdy dwadzieścia lat temu pojechałem na turniej międzynarodowy na Słowację to nasza młodzieżowa reprezentacja miała do dyspozycji jedynie stroje meczowe i dresy, nie było żadnych innych ciuchów. Akurat było upalnie, około 30 stopni, chłopaki spotkali kadrę młodzieżową Tunezji w jednakich polówkach, strojach, krótkich spodenkach.

Wszyscy się wstydziliśmy, bo każdy z nas wyglądał przy nich, jak z innej parafii. W końcu zapadła więc bohaterska decyzja, żeby wszyscy chodzili na wspólne posiłki w grubych dresach, żeby choć jednakowo wyglądać. Mimo upału… Dziś to nie do pomyślenia, a ja mam wrażenie, że to było wczoraj. Na szczęście to tylko wrażenie.

Powrót do listy

Powiązane informacje

POWIĄZANE WIADOMOŚCI