Biało-czerwone mistrzostwa świata
12 września meczem otwarcia Filipiny - Tunezja rozpoczną się mistrzostwa świata mężczyzn. Dzień później do gry wkroczą pozostałe drużyny, w tym Polska. Biało-Czerwoni mają wiele wspaniałych wspomnień, zwłaszcza z ostatnich kilku edycji.
Polacy od pierwszego turnieju, który rozegrano w 1949 roku w Czechosłowacji, zajmowali wysokie miejsca, ale długo nie udawało się naszym drużynom dostać na wymarzone podium. Na upragniony medal musieliśmy czekać 25 lat, ale za to od razu legendarny zespół Huberta Jerzego Wagnera przywiózł z Meksyku złoto.
Moc drużyny rosła od momentu objęcia przez Huberta Wagnera stanowiska trenera męskiej reprezentacji. Lubiliśmy trenować, nie było narzekania. Na siłowni w ćwiczeniach ze sztangą rywalizowaliśmy na rekordy życiowe. Tworzył się zespół ludzi o podobnych cechach, świadomych celu do którego chcieli dążyć. Zmieniał się styl grania, nowy trener lubił szybką grę, a mi to odpowiadało – mówił Stanisław Gościniak, rozgrywający złotej drużyny.
W trakcie turnieju Wagner został zresztą… porwany. Uciekł jednak porywaczom i poprowadził, już pod specjalną ochroną policji, drużynę do złota. Siatkarze wrócili do Polski jako bohaterowie. Tłumy witały ich na Dworcu Gdańskim, gdzie przyjechali pociągiem z Paryża, później byli zapraszani na państwowe uroczystości, były też obowiązkowe wizyty w szkołach i zakładach pracy.

Dwa lata później drużyna Wagnera zdobyła mistrzostwo olimpijskie, ale potem przyszły chudsze lata, a nasza kadra nie była w stanie wrócić do strefy medalowej, a w 1990 i 1994 roku w ogóle nie zakwalifikowała się do mistrzostw świata. Światełkiem w tunelu był turniej w Argentynie w 2002 roku. Po dobrych meczach z Włochami (3:2) i Rosją (2:3) szanse na wysokie miejsce przekreśliła jednak niespodziewana porażka z Portugalią.

Przełamanie przyszło w kolejnej edycji, pod wodzą słynnego Raula Lozano. I choć srebrny medal zapewnił Biało-Czerwonym wygrany półfinał z Bułgarią, to kluczowe było inne spotkanie, z Rosją. Wyniki ułożyły się tak, że sytuacja była klarowna - zwycięstwo da Polakom miejsce w czwórce, porażka przekreśli te szanse. Było już 0:2, ale wtedy na boisku zameldowali się Piotr Gruszka i Grzegorz Szymański, poderwali kolegów do walki i nasza reprezentacja odwróciła losy meczu. To spotkanie odbywało się we wtorek, w godzinach porannych polskiego czasu, więc w kraju kibice w większości śledzili je w pracy lub w szkołach. W finale Polacy nie mieli już szans z wielką wówczas Brazylią, zwłaszcza że spotkanie z kontuzją rozpoczął Piotr Gacek, którego na libero zmienił w trakcie meczu Michał Bąkiewicz.
Brazylia była wtedy tak świetnie dysponowana, że nie dało się jej dotknąć. Do tego przytrafiła nam się kontuzja Piotrka Gacka przed samym finałem, ale generalnie Brazylia w tamtym czasie dominowała i zmieniła obraz siatkówki, bo to była z ich strony przyspieszona i wszechstronna gra - wspomina Piotr Gruszka w wywiadzie na PlusLiga.pl.

Mistrzostwa w 2010 roku nie były udane. Rok po historycznym mistrzostwie Europy kadra wzmocniona wracającymi do niej Mariuszem Wlazłym i Michałem Winiarskim wydawała się jednym z murowanych faworytów. System rozgrywek ułożony pod gospodarzy, Włochów, sprawił jednak, że nagrodą za komplet zwycięstw w pierwszej rundzie była… konieczność gry w grupie z Brazylią i Bułgarią. W efekcie, z trójki medalistów poprzedniej edycji tylko dwie drużyny mogły awansować do najlepszej dwunastki. Niestety, Polacy przegrali dwukrotnie i zakończyli udział w turnieju.

W 2014 roku po raz pierwszy w historii mistrzostwa zorganizowano w Polsce. Ponad 60 tysięcy widzów podczas meczu otwarcia na Stadionie Narodowym, następnie dziesiątki tysięcy kibiców w halach, a podczas decydujących meczów również tłumy w strefie kibica przed katowickim Spodkiem. Choć przed imprezą nikt nie stawiał gospodarzy w gronie faworytów, to drużyna prowadzona przez debiutującego w roli trenera Stéphane’a Antigę zaskoczyła wszystkich i po 40-letniej przerwie wróciła na najwyższy stopień podium.
Przed finałem powiedziałem chłopakom, że to będzie taki sam mecz jak każdy inny. Wszyscy udźwignęli ten ciężar, a przy okazji okazało się, że mamy prawdziwą drużynę. Najbardziej cieszy mnie fakt, że po niesamowitym początku Brazylijczyków mój zespół nie poddał się. Zresztą nigdy się nie poddaje - mówił na gorąco po finale Antiga.

Cztery lata później na Polskę również nikt nie stawiał. W drużynie pozostało zaledwie kilku siatkarzy pamiętających poprzedni turniej, większość debiutowała na mistrzostwach, a na dodatek były to dopiero pierwsze miesiące pracy Vitala Heynena, który miał za zadanie odbudować zespół po kompletnie nieudanym poprzednim roku pod wodzą Ferdinando De Giorgiego. Po dobrej pierwszej rundzie, w drugiej Polacy przegrali z Argentyną i Francją, więc ich dalszy udział w turnieju wisiał na włosku. W meczu o wszystko z Serbią odpalił jednak Bartosz Kurek i od tego momentu poprowadził Polskę do wygrania całego turnieju.
Zależało mi tylko na naszym zwycięstwie i medalu na szyi. Graliśmy świetnie. Lepiej niż którykolwiek zespół na tym turnieju. Jesteśmy dumni, bo nasze zwycięstwo było zasłużone - powiedział po ostatnim meczu Kurek, który został wybrany MVP mistrzostw.

W ostatniej edycji, trzy lata temu, ponownie rywalizowaliśmy na rodzimej ziemi. Polska wraz ze Słowenią przejęły organizację na kilka miesięcy przed imprezą od wykluczonej Rosji. Dla Biało-Czerwonych był to pierwszy duży turniej pod wodzą Nikoli Grbicia. Przed własną publicznością szli przez turniej jak burza, po kapitalnym widowisku ograli w Gliwicach 3:2 Stany Zjednoczone, a następnie, już w Spodku, w takim samym stosunku setów pokonali w Brazylię. Finał też rozpoczął się po myśli naszego zespoły, ale z czasem do głosu doszli Włosi i ich odmłodzona kadra, która miała też o dwa sety mniej w nogach, bo dzień wcześniej ograła 3:0 Słowenię.



